Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Julia.

Potrzebneż ci do szczęścia są Zdzisława żale?
Czyż blasku jego rozpacz przyda twojej chwale?
Igrałaś z jego szczęściem aż prawie do znoju,
I jeszcze mu zazdrościsz ostatki pokoju.
Ach, wierzaj mi, Zofio, mnie mówić się godzi,
Więcej niż miłość własną to czucie dowodzi.


Zofia
(rzucając się w objęcia Julii).

Ach, Julio, Julio! kocham go nad życie!


Julia.

Zatém tej tajemnicy będę miéć odkrycie.


Zofia.

Nie znałam mego serca i żyłam w tym błędzie,
Że zawsze wola ojca moją wolą będzie;
Tak, niemylna różnica, co między Zdzisławem
I Astolfem położył, zdała mi się prawem:
„Zdzisław“, mawiał mi często „nie jest mąż dla ciebie;
Człowiek prawy, rozumny, gorliwy w potrzebie,
Lecz z nimbyś, choć kochana, młodości nie znała,
Osadziłby cię na wsi, i już przyszłość cała.“
Przyznam ci się, te słowa nie spełzły daremnie,
Myśl, że wiek młody stracę, jak utkwiła we mnie.
Z drugiej zaś strony Astolf przyszłość mi zakreślał,
O jakiej, któż w swém życiu choć raz nie pomyślał?
Przyjemny memu ojcu, nawet i mnie miły,
Byłyby się me czucia ku niemu zwróciły,
Gdyby zbytnia przesada i zajęcie sobą
Nie były jego skazą, mając być ozdobą.
Dziś dopiéro, gdy ojciec dał już nasze słowo,
Zaczęłam wszystko dawne przebiegać na nowo,
I tracąc już Zdzisława, dopiérom poznała,
Żem jego tylko, jego jednego kochała!