Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Geldhab.

Nie żart, mówię szczerze.


Lubomir.

Wiem dobrze, żeś uczciwy...


Geldhab.

Nie, wierzaj...


Lubomir.

Nie wierzę.


Geldhab.

Daje słowo honoru, że tak w samej rzeczy;
Teraz przecie twój upór prawdy nie zaprzeczy?


Lubomir.

Dajesz słowo honoru, że honoru nie masz,
I chcesz... ale dość tego.


Geldhab.

Cóżto, Waćpan mniemasz
Być rzeczą niepodobną, godną podziwienia,
Że mój rozum ojcowski układy odmienia?
Że dla większego dobra mniejsze dobro mija?
Że Pan z Panem się łączy, że Pan Panu sprzyja?
Wszak Geldhaba stać na to, mogę mówić śmiele.


Lubomir (z ironią).

O, postrzegam, że Pana stać na bardzo wiele.


Geldhab.

A... a... więc widzisz, mówmy, lecz mówmy bez zwady,
A poznasz, jak prawemi są moje zasady:

(odchrząknąwszy)

Znaczenie jest znaczenie, i znaczenie znaczy...

(po krótkiém milczeniu)

Któż znaczenia w złączeniu z Księciem nie zobaczy?

(po krótkiém milczeniu)

Nie gniewaj się i rozważ szybkiém twém pojęciem,
Żeś ty tylko szlachcicem a Książe Książęciem!