Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   226   —

Badanie zamieniło się w towarzyską rozmowę, tembardziej, że Aramis kazał podać przedniego wina.
— Czy nie służyliście, panowie obydwaj w muszkieterach nieboszczyka króla? — zapytał nagle więzień.
— A tak, i to w najlepszych, pozwól pan sobie powiedzieć — odpowiedział Porthos.
— To prawda: powiedziałbym nawet, że w najlepszych nad wszystkich żołnierzy, gdybym nie bał się obrazić pamięci mojego ojca.
— Pańskiego ojca? — wykrzyknął Aramis.
— Czy wiecie, panowie, jak się nazywam?
— Nie, słowo daje; ale pan mi powiesz i...
— Nazywam się Jerzy Biscarrat.
— O! — wykrzyknął Porthos — Biscarrat! Aramis, przypominasz sobie to nazwisko?
— Biscarrat?... — powtórzył w zamyśleniu biskup. — Zdaje mi się...
— Sięgnij pan pamięcią — odezwał się oficer.
— Na Boga! zaraz, zaraz — mówił Porthos. Biscarrat, zwany Kardynałem... jeden z czterech, którzy przeszkodzili nam tego dnia, gdyśmy ze szpadą w ręku wchodzili w przyjazne stosunki z d‘Artagnanem.
— Tak, panowie.
— Jedyny, któregośmy nie ranili — żywo dorzucił Aramis.
— Dzielny rębacz widocznie — zauważył jeniec.
— To prawda, o! święta prawda — jednogłośnie przywtórzyli starzy muszkieterowie. — Na honor, panie de Biscarrat, szczęśliwi jesteśmy, poznając tak zacnego człowieka.
Biscarrat uścisnął wyciągnięte ku niemu dwie dłonie dawnych muszkieterów.
Aramis spojrzał na Porthosa, jakby chciał mu powiedzieć. „Znalazł się człowiek, który nam pomoże“. I nie czekając:
— Przyznaj pan — rzekł — że warto być uczciwym człowiekiem.
— Zawsze mi to powtarzał mój ojciec.
— I przyznaj także, że smutną jest okoliczność, w jakiej się