Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   202   —

— W celu odszukania tamtych?... Tak, przyjacielu — odrzekł Porthos spokojnie.
— Nieszczęśliwy!.. coś uczynił?... Zgubieni jesteśmy zatem!... — zawołał biskup.
— Co mówisz!.. zgubieni Dlaczego? Powiedz, Aramisie, dlaczego jesteśmy zgubieni?
Aramis przygryzł wargi.
— Kochany przyjacielu — odrzekł — przykro mi, żeś wysłał ostatnie dwie łodzie na poszukiwanie zaginionych... Gdyby nie to, bylibyśmy opuścili wyspę!.
— Opuścili! Aramisie, a rozkaz?
— Jaki rozkaz?
— Rozkaz, do licha, jaki powtarzałeś mi przy każdej sposobności, że mamy bronić Belle-Isle przed samozwańcem, wiesz przecie!
— Prawda — mruknął znów Aramis.
— Widzisz sam, mój drogi, nie możemy odjechać, a wyprawienie łodzi w niczem nam nie przeszkadza...
Aramis zamilkł, tylko okiem sokołem badał horyzont.
Po chwili Aramis odezawł się poważnie.
— Czy zauważyłeś, przyjacielu, jednę jeszcze osobliwość? Wszakże od chwili zniknięcia statków, od dwóch dni nieobecności naszych rybaków, ani jedna jakakolwiek barka nie zawinęła do brzegów wyspy?
O tak, masz rację, zwróciło to i moją uwagę, co mi tem łatwiej przyszło, iż przed tym fatalnym dniem udania się na morze rybaków ciągle przybijały przeróżne statki.
— Trzeba koniecznie powziąć jakąś wiadomość — rzekł nagle Aramis. — Choćby mi przyszło nawet zbić tratwę...
— Znajdziemy tu jeszcze jaką małą łódkę, drogi przyjacielu, czy chcesz ażebym wyszukał i do drogi ją przygotował?
— Mała łódka!... ależ Porthosie! ażeby pójść na dno! Nie, nie odparł biskup — nie nasza to rzecz walczyć z falą morską... Czekajmy lepiej, czekajmy...
Aramis nie przestawał chodzić z oznakami wzburzenia coraz gwałtowniejszego. Porthos, zmęczony bieganiem za roz-