Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   117   —

Athos nie zrozumiał tego zaambarasowania i przypisał je obawie, jakiej podlegać mógł kupiec korzenny, że nie jest w stanie ofiarować należnej mu gościnności.
— Mniejsza z tem! — mówił, postępując wciąż naprzód — w tej dzielnicy mieszkanie kupca nie może przecież być pałacem. Chodźmy.
— Przepraszam! — rzekł zmieszany Planchet — bo tam... pani się ubiera.
— Pani?... — odezwał się Athos. — A! przepraszam cię, mój kochany, nie wiedziałem, że masz tam na górze....
— To Trüchen — dodał Planchet, zaczerwieniony nieco.
— Jak ci się podoba, mój dobry Planchecie; wybacz moją niedelikatność.
— Nie, nie! teraz wejdźcie, panowie, bardzo proszę.
— Nie zrobimy już tego — rzekł Athos....
— O! słyszała naszą rozmowę, miała już dość czasu....
— Gdybyśmy wiedzieli, że masz u siebie damę — odpowiedział Athos ze zwykłą krwią zimną — bylibyśmy prosili o pozwolenie przywitania się z nią.
Ta wyszukana impertynencja tak zmieszała Plancheta, że rozpaczliwym ruchem rzucił się naprzód do drzwi i otworzył je na rozcież przed hrabią i jego synem. Trüchen już była zupełnie ubrana, jak przystało na bogatą i mocno zalotna kupcowę; spojrzenie niemki skrzyżowało się ze spojrzeniem francuzów. Dygnąwszy dwukrotnie, udała się do sklepu.
Athos dyskretnie przemilczał nasuwające się pytania co do roli Trüchen w domu Plancheta i zagadnął:
— Co porabia pan d‘Artagnan? w Luwrze go niema.
— A! panie hrabio, pan d‘Artagnan zniknął.
— Zniknął? — powtórzył ze zdziwieniem Athos.
— O! panie hrabio, wiadomo już, co to ma znaczyć.
— Lecz ja nic nie wiem.
— Ile razy pan d‘Artagnan znika, to zawsze dla jakiejś misji, lub sprawy.
— Musiał mówić z tobą o tem?
— Nie, nie.