Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

— Wierz mi, Najjaśniejszy Panie, że nie przebłagasz ani jednej ani drugiej, niema ratunku, gdyż ci nie pozwolę użyć ani gwałtu, ani powagi władzy.
— A więc dobrze, ażeby ci dowieść, jak cię kocham, pójdę do księżny.
— Ty, Najjaśniejszy Panie!
— Zmuszę ją do odwołania tego wyroku...
— Zmusisz?... o nie!... nie!...
— Prawda!... zmiękczę ją!...
Ludwika poruszyła głową.
— Będę prosił, jeżeli potrzeba — rzekł Ludwik — a czy uwierzysz potem mojej miłości!
Ludwika podniosła głowę.
— O nie!... nie gniewaj się dla mnie, Najjaśniejszy Panie, wolę umrzeć.
Król zamyślił się, a wyraz jego twarzy stał się ponurym.
— Będę kochał tak, jak ty kochasz, będę cierpiał, jak cierpiałaś, to będzie zmazaniem mej winy w ochach twoich. A teraz porzućmy te dziecinne rozwagi, bądźmy wielcy, jak nasza boleść, a silni jak nasza miłość.
I, to mówiąc, wziął ją w swoje objęcia.
— Moje jedyne dobro, moje życie, pójdź ze mną.
Uczyniła ostatnie wysilenie, już nie woli, ale sił fizycznych.
— Nie — odrzekła słabo — nie!... nie!... umrę ze wstydu!
— Wrócisz, jak królowa, nikt nie wie o twojem wyjściu, d‘Artagnan tylko.
— On!... i on także mnie zdradził?
— Jakto?...
— Przysiągł mi...
— Przysięgłem, że nie powiem królowi — rzekł d‘Artagnan, wsuwając głowę przez nawpół otwarte drzwi — i dotrzymałem słowa, mówiłem tylko o tem do pana de Saint-Agnan, a czy moja to wina, że król usłyszał. Nieprawdaż, Najjaśniejszy Panie?...
— Prawda — odpowiedział król — przebacz mu więc.