Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —

Lecz tym razem ciekawość ich była podniecona. Księżna zbliżyła się.
— Był to pojedynek — rzekła zcicha.
— A!.. — odezwała się surowym głosem Anna Austrjacka.
— Okropny pojedynek, w którym książę o mało nie stracił dwóch najlepszych przyjaciół, a król najwierniejszych sług.
— I o cóż był ten pojedynek?.. — spytała młoda królowa, ożywiona tajemnem przeczuciem.
— O miłostki — odpowiedziała z przekąsem księżna — panowie ci rozprawiali o cnocie pewnej damy. Jeden dowodził, że Pallas była niczem w porównaniu z nią. Drugi utrzymywał, że ta pani naśladuje Wenus, podniecającą Marsa. I, na honor, ci panowie tak walczyli, jak Hektor i Achilles.
— Któż to jest ta dama?... — spytała bez ogródki Anna Austrjacka. — Zdaje mi się, że mówiłaś, iż to jedna z dam honorowych.
— Czyż to powiedziałam?.... — zapytała księżna.
— Tak! zdaje mi się nawet, że wymieniłaś jej nazwisko!
— Wiecie, panie, że kobieta tego rodzaju jest niebezpieczną na dworze królewskim.
— To panna La Valliere!... — rzekła królowa matka.
— Mój Boże! tak! ta brzydka mała.
— I przyczyna tego złego — rzekła Anna Austrjacka — jest La Valliere! Wszak takie pani zdanie?
Księżna odpowiedziała poruszeniem, ani twierdzącem, ani przeczącem.
— Nie chcę, aby na moim dworze uzbrajano w ten sposób jednych ludzi przeciw drugim — rzekła powolnie Anna Austrjacka. — Obyczaje te były może dobre wtenczas, kiedy szlachta rozdzielona, nie miała innego celu gromadzenia się prócz zalotności kobiet. Wówczas kobiety panując same, miały niejako przywilej podtrzymywania odwagi szlachty, wystawiając ją na częste próby. Ale, dziś chwała Bogu, jest tylko jeden pan we Francji. I dlatego do niego należą tylko ich siły i ich myśli. Nie ścierpię więc, aby w ten sposób zmarnowano choć jednego ze sług mojego syna.