Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   295   —

ciała i duszy. Czy Wasza wysokość miał powody uskarżać się na niego?
— O! nie, panie, przeciwnie! Lecz on często mi powtarzał, że rodzice moi nie żyją. Czy mówił prawdę, czy kłamał?
— Zmuszony był postępować, podług danych mu rozkazów.
— A więc kłamał?
— Co do jednego. Ojciec Waszej wysokości nie żył!
— A matka moja?
— Umarła dla ciebie!
— A dla innych żyje? nieprawdaż?
— Tak.
— A ja — rzekł młodzieniec, patrząc na Aramisa — ja skazany jestem, na wieczne więzienie?
— Niestety! tak się zdaje!
— A to dlatego — mówił młodzieniec — że obecność moja na świecie odkryłaby ważną tajemnicę?
— Tak! bardzo ważną!
— Skoro zamknięte zostało na wieki takie, jak ja, dziecko, to mój nieprzyjaciel musi być bardzo możnym? Możniejszym od mojej matki nawet?
— Tak, możniejszy od matki Waszej wysokości.
— A skoro piastunka moja i mój nauczyciel zostali porwani i rozłączeni ze mną, musiałem być tam, gdziem był, dla mego nieprzyjaciela przeszkodą?
— Tak! przeszkodą, która ustała wraz ze zniknięciem na zawsze nauczyciela i piastunki Waszej wysokości!
— Ze zniknięciem na zawsze?... — powtórzył więzień. — Ale jakimże sposobem zniknęli na zawsze?
— Sposobem najpewniejszym — odpowiedział Aramis — Nie żyją!
Młodzieniec zbladł trochę i powiódł drżącą ręką po twarzy.
— Domyślałem się tego!
— Dlaczego?
— Zaraz ci to powiem.