Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   291   —

— Jużeś mię pan o to pytał, przy pierwszem widzeniu się naszem — rzekł więzień.
— A pan uniknęłeś zręcznie odpowiedzi wówczas, tak, jak i dzisiaj.
— A dlaczegóż myślisz, że ci dziś odpowiem?
— Bo dziś jestem pańskim spowiednikiem?
— A zatem, jeżeli chcesz, abym panu powiedział, jaki popełniłem występek, musisz mi najpierw wytłumaczyć, co to jest występek?... Nie czując bowiem w sobie żadnych wyrzutów, mówię, że nie jestem przestępcą.
— Często jesteśmy przestępcami w oczach świata nietylko za to, żeśmy wykonali zbrodnię, ale że wiemy, iż zbrodnia była popełnioną.
Więzień słuchał z natężoną uwagą.
— Tak!... — rzekł po chwili milczenia — pojmuję. Tak!... masz pan słuszność, bardzo być może, że dlatego jestem zbrodniarzem!
— A! zatem pan wiesz o czemś podobnem! — rzekł Aramis, uradowany tem odkryciem.
— Nie!... nic nie wiem — odpowiedział młodzieniec — ale czasem rozmyślam i wtedy mówię do siebie...
— Cóż pan sobie mówisz?
— Ależ panie!... — rzekł więzień — pan, który kazałeś mi, abym zażądał ciebie, pan, który przychodzisz, przyrzekając mi mnóstwo objaśnień, dlaczego milczysz, gdy przeciwnie ja mówię?... Chyba dlatego, że obaj nosimy maski; albo więc zachowajmy je, albo obaj zdejmijmy.
Aramis uczuł słuszność tych słów.
Zamilkł, lecz patrząc na pałające oczy, czoło zmarszczone, zamyśloną postawę więźnia, widział iż tenże spodziewał się czego innego, niż milczenia.
Milczenie to przerwał Aramis.
— Skłamałeś pan przede mną, wówczas kiedym pana pierwszy raz widział — rzekł.
— Skłamałem?... — krzyknął młodzieniec, podnosząc się na