— Czy jesteśmy więźniami? — rzekł Aramis udając wesołość.
— Wprawdzie — rzekł d‘Artagnan — te mury diabelnie czuć wiezieniem. Ależ, panie de Baisemeaux, przypominasz sobie zapewne, żeś mię onegdaj zaprosił na obiad?
— Ja? zawołał Baismeaux.
— A toż co? myślałby kto, że od Antypodów przybywasz? i nie przypominasz sobie tego?
Baisemeaux to bladł, to czerwienił się, i patrzył na Aramisa, a ten na niego, i w końcu wybąknął:
— Zapewne... bardzo jestem rad... ale... na honor... że nie... o, ta moja niegodziwa pamięć!...
— A więc, jak się okazuje, to błąd jest z mojej strony! przepraszam — rzekł d’Artagnan, jak człowiek, niby obrażony.
— Błąd? jaki?
— Żem sobie to przypomniał.
— O! nie zważaj pan na to, kochany kapitanie — rzekł gubernator — gdyż zupełnie nie mam pamięci. Oderwij mnie od moich gołąbków i ich gołębników, a nie wart jestem tyle, co sześciotygodniowy rekrut!
— A więc teraz sobie przypominasz — rzekł d‘Artagnan z powagą.
— Tak! tak! — rzekł gubernator, wahając się — przypominam sobie.
— Było to na pokojach królewskich: opowiadałeś mi pan jakieś zdarzenie o rachunkach twoich z panami Louviere i Tremblay.
— A. tak! tak!
— Opowiadałeś mi pan o względach, okazywanych ci przez pana d‘Herblay.
— A! rzekł Aramis, patrząc w oczy gubernatorowi — a pan nam mówiłeś, panie de Baisemeaux, że nie masz pamięci?
Ten przerwał muszkieterowi.
— No, proszę, jakże mogłem zapomnieć, ale to tak, jak pan mówisz, teraz sobie zupełnie przypominam. Ależ raz na zawsze
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/273
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 273 —