być szlachetnym i mądrym. On mię karze, więzi, dręczy, mniejsza o to. Chcę mu dać uczuć, co to jest wyrzut sumienia, zanim Bóg go nauczy, co to jest kara.
— Wiem, mój drogi, że, gdy ty powiesz: „Nie“, nic już tego nie zmieni dlatego nie nastaję dłużej. A więc chcesz koniecznie jechać do Bastylji?...
— Chcę!...
— To jedźmy. Do Bastylji!... — zawołał d‘Artagnan na stangreta i, wsunąwszy się w głąb karety, przygryzał mocno wąsy, z czego Athos wniósł, że albo ma już jakiś plan powzięty, albo go układa. Cichość panowała w karecie. Athos wziął za rękę d‘Artagnana.
— No, ale nie gniewasz się na mnie?... — rzekł.
— Ja?.. broń Boże!.. Bo, co ty robisz przez bohaterstwo, ja zrobiłbym przez upór.
— Ale czyś także tego zdania, że Bóg mnie pomści?...
— Tak!... i znam ludzi na tym świecie, którzy dopomogą Bogu — odrzekł d‘Artagnan.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/270
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 270 —