Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   257   —

Kiedy Raul opowiedział całą sprawę ojcu, ten rzekł mu stanowczym tonem:
— Nie wierzę niczemu, co mówią, nie wierzę i temu, czego się obawiasz, Raulu; nie dlatego, abym chciał uwłaczać osobom wiarogodnym, które mi to opowiadały, lecz dlatego, że nie mogę tego przypuścić. Staję więc w obronie króla i wkrótce przyniosę ci dowód tego, co mówię.
— Idź więc, panie hrabio, będę czekał.
To rzekłszy, usiadł z głową, ukrytą w obu rękach. Athos, ubrawszy się, wyszedł. Wiemy już, co się stało u króla, bośmy go tam widzieli, wchodzącego i wychodzącego. Kiedy wrócił do domu, Raul blady i ponury, nie pozbył się jeszcze rozpaczliwej postawy.
Lecz na odgłos otwierających się drzwi, na odgłos kroków ojca, zbliżającego się do niego, młodzieniec podniósł głowę. Athos był blady, poważny, wszedł z odkrytą głową; oddał płaszcz i kapelusz służącemu, a odprawiwszy go skinieniem ręki, usiadł obok Raula.
— I cóż, panie! — rzekł Raul, potrząsając smutnie głową — czyś pan się już teraz przekonał?
— Teraz już! król kocha pannę La Valliere!
— A więc przyznał się do tego? — zapytał Raul.
— Najzupełniej — odrzekł Athos.
— A ona?
— Nie widziałem jej.
— Nie! ale król zapewne o niej mówił. Cóż więc mówił?
— Mówił, że ona go kocha!
— A widzisz pan! widzisz.
I młodzieniec poruszył się z rozpaczą.
— Raulu — rzekł hrabia — wszystkom powiedział królowi, to cobyś ty sam mógł powiedzieć i to w wyrazach przyzwoitych, lecz jasnych.
— I cóżeś mu powiedział, panie?
— Powiedziałem wszystko, powiedziałem, że nie będziesz