Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   247   —

— Nie śmiej się, Najjaśniejszy Panie, niema nic prawdziwszego.
— Bądź spokojny! ja cię obronię. Ależ opowiedz mi całą sprawę, mój biedny Saint-Agnan. Cóżeś mu zrobił?
— O jemu nic, ale zdaje się, żem coś zrobił jednemu z jego przyjaciół.
— A cóżeś mu zrobił?
— Do licha, dopomogłem komuś do odmówienia mu jego kochanki.
— I ty to sam przyznajesz?
— A juścić nie mogę nie przyznać, gdyż tak jest rzeczywiście.
— W takim razie, winieneś.
— A! i to Wasza Królewska Mość mówi, żem winien?
— Tak, i na honor, gdyby cię zabił...
— To cóż?
— To... będzie miał słuszność.
— W takim razie co prędzej podpisz, Najjaśniejszy Panie, ułaskawienie dla mego przeciwnika, który na mnie czeka około Reformatów.
— Jego imię i kawałek pergaminu.
— Pergamin leży na stoliku Waszej Królewskiej Mości, a co do jego imienia... to wicehrabia Bragelonne.
— Wicehrabia Bragelonne — krzyknął król, przechodząc ze śmiechu do największego osłupienia. I po chwili milczenia, w ciągu której otarł pot, jaki mu na czoło wystąpił: — Bragelonne!... — rzekł zcicha.
— Tak, on, Najjaśniejszy Panie — rzekł Saint-Agnan.
— Ale przecież on był w Londynie?
— Ale mogę zaręczyć Waszej Królewskiej Mości, że tam nie jest.
— I wie o wszystkiem?
— I o wielu jeszcze innych rzeczach! Jeżeli Wasza Królewska Mość zechce przeczytać list, który do mnie pisał...
Saint-Agnan wyjął z kieszeni list, już nam znany, a następ-