— No to co?...
— A więc cóż ja mam robić?...
Porthos dobył powoli szpadę.
— Oto jest długość szpady mojego przyjaciela.
— Co u licha. To warjat — krzyknął Saint-Agnan.
Porthos zaczerwienił się z gniewu.
— Panie — rzekł — gdybym nie miał zaszczytu być w jego mieszkaniu i w interesie pana de Bragelonne, niezawodniebym pana oknem wyrzucił. Ale pozostawiam sobie tę przyjemność na później i nie stracisz pan pewno na czekaniu. No, pójdziesz pan do Reformatów?...
— Ale...
— Jeżeli pan nie chcesz iść dobrowolnie, to ja pana tam zaniosę.
— Basque!... — zawołał pan de Saint-Agnan.
Basque wszedł.
— Król wzywa do siebie pana hrabiego.
— To co innego — rzekł Porthos — służba dla króla przedewszystkiem, zaczekamy tam na pana aż do wieczora.
I ukłonem pożegnał pana de Saint-Agnan, nadzwyczaj z siebie zadowolony. Po jego odejściu, Saint-Agnan pośpieszył do króla, powtarzając:
— Do Reformatów!... ha... do Reformatów. Zobaczymy, jak król przyjmie to wyzwanie, gdyż rzeczywiście jestem wyzwany i powinienem tam być.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/242
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 242 —