Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   210   —

— Kogo Jaśnie wielmożny pan oczekuje?
— Zdawało mi się, że pan chcesz mi coś powiedzieć?
— Oh! oh! — rzekł w duchu Vanel — rozmyślił się!... jestem zgubiony!
— No, powiedz otwarcie, panie Vanel: Czy kupno nie jest trochę przytrudne dla ciebie?
— Zapewne, jaśnie wielmożny panie, 1,500,00 liwrów to wielka suma.
— Tak wielka — rzekł Fouquet — że namyśliłem się...
— Namyśliłeś się, jaśnie wielmożny panie — zawołał z żywością Vanel.
— Że może nie jesteś jeszcze w stanie kupić urzędu.
— O! jaśnie wielmożny panie!...
— Uspokój się, panie Vanel, nie będę ci miał za złe niedotrzymanie słowa, bo to prawdziwie zależy od twojej niemożności.
— Przeciwnie, jaśnie wielmożny panie, powinienbyś mieć mnie to za złe, i miałbyś słuszność, bo byłoby to nierozsądkiem, a nawet głupota, zobowiązywać się do tego, czego nie można dotrzymać; ja zaś zawsze uważałem rzecz umówioną za skończoną.
Fouquet zaczerwienił się, Aramis odchrząknął z niecierpliwości.
— Nie trzeba przesadzać podobnych wyobrażeń, mój panie — rzekł nadintendent — gdyż umysł ludzi jest zmienny i pełen drobnych dziwactw, łatwych do wymówienia, a bardzo nawet godnych pożałowania niekiedy, i niejeden, co wczoraj żądał czegoś, dziś po osiągnięciu żałuje.
Vanel uczuł zimny pot, spływający mu po twarzy.
— Jaśnie wielmożny panie — wybąknął.
Aramis, widząc nadintendenta, stającego tak zimno do walki, oparł się o marmurowy stół i bawił się małym złotym nożykiem, z machoniową rękojeścią.
Fouquet po chwili rzekł:
— Uważaj, panie Vanel, chcę ci wyjaśnić położenie.
Vanel zadrżał.