Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   227   —

dziwiać cud sztuki, który wkrótce za pozwoleniem królewskiem z rąk do rąk obiegał.
Damy objawiały widoczną niecierpliwość, widząc podobny skarb, opanowany przez mężczyzn.
— Panowie — wyrzekł król, przed którego uwagą nic nie uszło — mógłby kto powiedzieć, że, jak Sabińczycy, nosicie bransolety; podajcie je damom, które zapewne lepiej od was na nich się znają.
Te wyrazy wydawały się księżnie początkiem wyroku, na który oczekiwała.
Zresztą, czytała pomyślną wróżbę w oczach królowej-matki. Dworzanin, który miał bransolety w chwili, kiedy król uczynił tę uwagę, złożył je w ręce królowej Marji Teresy, ona zaś wiedząc dobrze, że nie dla niej są przeznaczone, zaledwie obejrzawszy, podała księżnie. Księżna, a bardziej jeszcze książę, z zajęciem je oglądali. Następnie przeszły bransolety do dam sąsiednich, którym księżna, podając, rzekła przeciągle:
— Przepyszne!...
Damy, które otrzymały bransolety z rąk księżny, stosowny czas oglądały je i podawały dalej. Tymczasem król spokojnie rozmawiał z hrabią de Guiche i Fouquetem. Ucho jego, przywykłe do pewnych zwrotów, jak zazwyczaj ludzi, przywykłych do niezaprzeczonej wyższości, podchwytywało tu i owdzie wyrzeczone zdania, na które nie uważał za potrzebne odpowiadać.
Wreszcie bransolety dostały się do rąk Montalais i La Valliere.
— A! jakie bogate, jakie wspaniałe!... — mówiła Montalais — i ty nie unosisz się nad niemi, Ludwiko? prawdę mówiąc, ty chyba nie jesteś kobietą!
— I owszem — odpowiedziała dziewica z wyrazem niewymownej melancholji. — Ale na co pragnąć tego, co nie może być naszem?
Król z głową naprzód wychyloną, słuchał, co mówi młoda dziewica. Zaledwie drżenie głosu doszło jego ucha, aliści po-