Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   131   —

— Wynika stąd — mówił dalej kardynał — że pokój i zgoda między dwoma państwami zależą od zachowania tego warunku umowy.
Franciszkanin ten sam znak uczynił.
— Nietylko Francja i Hiszpanja, ale nawet cała Europa wzruszoną zostałaby przez wiarołomstwo z jednej strony.
Ten sam znak był dowodem uwagi chorego.
— Wypływa stąd — ciągnął dalej kardynał — że ten, kto może przewidzieć wypadki i nadać im pewność, co zawsze wątpliwem jest w umyśle ludzkim, uchroni świat od wielkiej katastrofy, a nawet obróci na korzyść zakonu wypadek, przewidziany przez tego, który go przygotował.
Pronto, pronto!... — pomruknął franciszkanin, który zbladł i pochylił się na księdza.
Kardynał zbliżył ucho do umierającego.
— Wielebny ojcze — rzekł — wiem o tem, że król francuski, korzystając z pierwszej lepszej sposobności, naprzykład ze śmierci króla hiszpańskiego, albo brata infantki, z bronią w ręku zechce odzyskać prawa dziedzictwa; mam plan postępowania Ludwika XIV-go w tym wypadku.
— Plan — rzekł franciszkanin.
— Oto jest — odpowiedział kardynał.
— Czyją ręką pisany?
— Moją.
— Czy nie masz nic więcej do powiedzenia?
— Sądzę, że wiele powiedziałem, wielebny ojcze — rzekł kardynał.
— Prawda, wielką wyświadczyłeś zakonowi usługę, ale jakim sposobem dowiedziałeś się szczegółów, za pomocą których wypracowałeś plan?
— Opłacam lokai króla francuskiego i otrzymuję od nich papiery, przeznaczone na spalenie.
— To dowcipnie — odrzekł franciszkanin, usiłując się uśmiechnąć. — Kardynale, za kwadrans wyjedziesz z tego zajazdu; odpowiedź będzie gotowa, idź.
Kardynał oddalił się.