Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   123   —

— Dalej.
— Dalej świecki, nazwiskiem Grisart.
— A! Grisart! — pomruknął mnich — prędzej przywołać pana Grisart.
Gospodarz zamierzał spiesznie wykonać rozkaz, gdy mnich jeszcze zapytał:
— A jakich księży macie najbliżej?
— Jakto, jakich księży?
— Jakiego zakonu, pytam?
— Są jezuici, augustjanie i reformaci; jednak jezuici są najbliżej, może przywołać od nich spowiednika?
— Dobrze, przywołać.
Gospodarz wyszedł. Łatwo zrozumieć, że po wymianie znaków krzyża, gospodarz i chory poznali się jako członkowie zgromadzenia Jezusowego. Franciszkanin wyjął, skoro tylko pozostał sam, plikę papierów z kieszeni i przeglądał je z natężoną uwagą. Jednakże siła choroby pokonała wolę; oczy stanęły mu słupem, zimny pot wystąpił na czoło; mnich przechylił się prawie omdlały, zwieszając głowę i opuszczając ręce. Przez pięć minut nie dawał znaku życia; w tym czasie przyprowadził gospodarz doktora, któremu ledwie pozwolił się ubrać.
Hałas sprawiony ich wejściem, oraz przewiew powietrza, wywołany otwarciem drzwi, ocuciły chorego. Pochwycił spiesznie porozrzucane papiery i chudą a długą ręką ukrył je pod poduszkę krzesła. Gospodarz wyszedł, zostawiając chorego z doktorem.
— Dobrze, dobrze, panie Grisart, żeś przybył — odezwał się franciszkanin do doktora — zbliż się, bo niema czasu do stracenia, macaj, oglądaj, sądź i wydaj wyrok.
— Twój gospodarz — odpowiedział lekarz — mówił mi, że mam szczęście leczyć członka zgromadzenia.
— Tak jest — odparł franciszkanin — powiedz mi zatem prawdę, bo czuję się bardzo chory i widzę, że trzeba umierać.
Doktór wziął mnicha za rękę i odszukał puls.
— O! o! — rzekł — niebezpieczna gorączka.
— Co nazywasz niebezpieczną gorączką? — zapytał chory