Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   117   —

Malicorne ukłonił się skromnie.
Gospodarz czytał dalej:
„I wielki apartament dla mnie. Większe mieszkanie mnie obchodzi; lecz pragnę, aby cena małego pokoju była umiarkowana, albowiem jest on przeznaczony dla biedaka“.
— Zatem to pan?... — zapytał powtórnie gospodarz.
— Tak, zapewne.
— A zatem pański przyjaciel zapłaci za swój apartament, a pan za swój pokój.
— Niech mnie piorun trzaśnie!... — rzekł Malicorne do siebie — jeżeli choć jeden wyraz z tego wszystkiego rozumiem.
A dodał głośno:
— Powiedz mi pan, czy jesteś zadowolony z nazwiska?...
— Z jakiego nazwiska?...
— Z nazwiska, które list kończy, zapewne ono jest dla ciebie rękojmia?...
— Właśnie chciałem o nie pytać — odparł gospodarz.
— Jakto? list niepodpisany?...
— Niepodpisany, — odpowiedział gospodarz, wytrzeszczając oczy, pełne ciekawości.
— Kiedy tak — odparł Malicorne, naśladując poruszenie gospodarza — widać nie chciał się zdradzić.
— Zapewne.
— A zatem ja, jako jego przyjaciel, jego zaufany, nie mogę odkrywać incognito.
— Słusznie, bardzo słusznie — odpowiedział gospodarz, — i ja wcale o to nie nalegam.
— Umiem ocenić tę delikatność. Co do mnie, jak pisze mój przyjaciel, pokój mój jest oddzielny. Zgódźmy się zatem o cenę.
— Już zgodzony.
— Ale pan pojmujesz, że dobre rachunki czynią dobrych przyjaciół. Rachujmy więc.
— To nic pilnego.
— Porachujmy się: pokój, jedzenie dla mnie, stajnia i żywność dla konia. Ile za to wszystko na dzień?...