Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   79   —

— Dwór królewski!... — rzekła pani de Saint-Remy, usiłując roześmiać się — dwór królewski, co o tem myślisz, moja córko?...
I odwróciła się do panny la Valliere, chcąc ją przeciągnąć na swoją stronę przeciw Montalais; lecz ta, zamiast być posłuszną, patrzyła na matkę, to na Montalais pojednawczym wzrokiem.
— Nie mówiłam, pani, dwór królewski — odpowiedziała Montalais; — albowiem Henrjetta angielska, która zaślubia brata naszego króla, nie jest królową. Powiedziałam: prawie królewski i słusznie, bo będzie bratową królewską.
Gdyby piorun uderzył w zamek Blois, nie zmieszałby tak pani de Saint-Remy, jak ostatnie wyrażenie panny Montalais.
— Co panna mówisz o Jej Królewskiej Wysokości Henrjecie?... — wyjąkała zacna matrona.
— Mówiłam, że wejdę do jej służby jako dama honorowa, ot i wszystko, co powiedziałam.
— Jako dama honorowa!... — zawołały naraz pani de Saint-Remy z rozpaczą i panna de la Valliere z radością.
— Tak, pani, jako dama honorowa.
Matrona skłoniła głowę, jakby ten cios był dla niej za silny.
Jednak jeszcze raz ją podniosła, aby ostatni, chociaż bezsilny zadać raz przeciwniczce.
— Ho!... ho!... — rzekła — dużo tu mówią o podobnych nadziejach, dużo nawet przyrzekają, ale gdy przychodzi dotrzymać, ziścić te nadzieje, przekonywamy się, że nasze marzenia z dymem uleciały i z wielkich protekcyj nic nie pozostało.
— O!... pani, mój protektor jest niezawodny, a jego obietnice są jakby czyny.
— Czy można zapytać o nazwisko tego wielkiego protektora?...
— Dlaczego nie?... oto jest — odrzekła Montalais, wskazując Malicorna, który przez cały czas zachował właściwą sobie zimną krew i nawet śmieszną powagę.
— Ten pan!... — zawołał pani de Saint-Remy, z nadzwyczajnym wybuchem wesołości — ten pan jest twoim protekto-