Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   56   —

Dworzanie są jak starzy żołnierze, którzy z powiewu wiatru i szmeru liścia poznają odległość wojsk nieprzyjacielskich; mogą oni, posłuchawszy chwilą, powiedzieć, ilu jest ludzi, ile postępuję koni i ile toczy się armat.
Fouquet więc poznał z milczenia, jakie nastąpiło po jego wejściu, że mu coś zagraża.
Król pozwolił mu posunąć się aż na środek pokoju. Jego bojaźliwa młodość nakazywana mu chwilową cierpliwość. Fouquet śmiało pochwycił sposobność.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł — pragnąłem jak najprędzej cię widzieć.
— Dlaczego?... — zapytał Ludwik.
— Aby przynieść Waszej Królewskiej Mości dobrą wiadomość.
Colbert, prócz objętości ciała, z wielu względów był do Fouqueta podobny. Ta sama była w nim przenikliwość, ta sama znajomość ludzi; co więcej, ta sama siła opanowania się, która obłudnikom daje czas do rozwagi i skuteczniejszego działania.
Odgadł więc, że Fouquet idzie naprzeciw wymierzonemu pociskowi. Oczy jego zabłysły.
— No, jakież wiadomości?... — zapytał król.
Fouquet położył na stole zwój papierów.
— Niech Wasza Królewska Mość — rzekł — raczy spojrzeć na tę pracę.
Król powoli rozwijał zwój.
— Plany — rzekł.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Co to za plany?
— Nowej warowni, Najjaśniejszy Panie.
— A!... — rzekł król — jak widzę, panie Fouquet, zajmujesz się taktyką i strategiką.
— Zajmuję się wszystkiem, co Waszej Królewskiej Mości może być pożytecznem — odpowiedział Fouquet.
— Piękne obrazki!... — mówił król, patrząc na rysunki.
— Wasza Królewska Mość pojmuje je zapewne — rzekł Fou-