Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

— Mówię — kończył Porthos — że nigdy nie jest się powolniejszym, jak kiedy się spieszymy, ani głośniejszym, jak kiedy chcemy być cicho.
— Prawda, ale niech kłamie przysłowie; my śpieszmy się i bądźmy cicho.
— Patrzaj, jak się spieszę, — odrzekł Porthos, wdziewając wierzchnią suknię.
— Dobrze.
— Widać, że to coś pilnego.
— Więcej niż pilne, bo ważne.
— Ho!... ho!... ho!...
— Czy cię o co badał d‘Artagnan?...
— Mnie?...
— Tak, na Belle-Isle?...
— O nic.
— Czyś tego pewny, Porthosie?...
— Na Boga, tak!...
— To być nie może, przypomnij sobie.
— Pytał mię, co robię i odpowiedziałem; że uczę się topografji. Chciałem powiedzieć wyraz, któregoś ty używał.
— Castramentacji.
— To, to, to — ale nie mogłem go sobie przypomnieć.
— Tem lepiej — a o co więcej pytał?...
— Co to za jeden pan Gerard.
— I jeszcze?...
— Co to za jeden pan Juponet?...
— Czy czasem nie widział naszego planu fortyfikacyj?...
— A gdyby...
— Co?... u djabła!...
— Bądź spokojny, zatarłem twoje pismo tak, że niepodobna było dojrzeć śladu twojej ręki.
— On ma dobry wzrok, przyjacielu.
— Czego się lękasz?...
— Lękam się, aby nie odkrył wszystkiego, idzie zatem o zapobieżenie wielkiemu nieszczęściu. Dałem rozkaz moim ludziom, aby wszystkie bramy zamknęli, niepodobna więc będzie wym-