Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   275   —

zaniem się, a pomieszanego jego obecnością posłużyło mu za ten powód.
— Czemuż to wszyscy tak uciekają przede mną? — odezwał się wyniosłym tonem.
Księżna odparła ozięble, że ilekroć pan domu się okaże, rodzina trzyma się na uboczu przez uszanowanie. A mówiąc to, zrobiła tak zabawna i pocieszną minkę, iż de Guiche i Manicamp powstrzymać się nie mogli. Parsknęli śmiechem; księżna poszła za ich przykładem; śmiech ten udzielił się i księciu, zmuszony był usiąść, albowiem ta przymusowa, wesołość i tak już pozbawiła go powagi. Powstrzymał się nareszcie, za to gniew spotęgował się w nim okrutnie. A zirytowało go więcej to, że nie mógł powstrzymać się od śmiechu, niż widok śmiejących się w jego obecności. Wytrzeszczył oczy na pana Manicamp, bo hrabiemu de Guiche nie śmiał okazać gniewu. Księżna osamotniona, ze smutną minką, poczęła zbierać rozrzucone perły, przestała uśmiechać się i zamilkła.
— Bardzo mi przyjemnie widzieć — odezwał się książę, kierując się ku drzwiom — że u ciebie, pani uważany jestem za człowieka obcego.
I wyszedł wzburzony.
Książę powrócił do swoich apartamentów; nieswój był i zamyślony. Rzucił się w jeden z najgłębszych swoich foteli, nie przejrzawszy się nawet w lustrze.
— Gdzie się mógł podziać ten kawaler? — rzekł głośno do siebie.
W bliskości stał pokojowiec. Słyszał to pytanie.
— Nie wiadomo, Wasza wysokość.
— Znowu ta sama odpowiedź?... Pierwszego, który wymówi to słowo „nie wiem“, wypędzę.
Usłyszawszy to, wszyscy uciekli przed księciem, tak samo, jak z pokojów księżnej.
Wtedy książę wpadł w niesłychany gniew. Kopnął nogą szyfonierkę, która z trzaskiem potoczya się na podłogę, rozpadając się w kawałki. Następnie z najzimniejszą krwią poszedł