Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   236   —

— A przepisy?
— O! mniejsza z tem. Dziś właśnie jest dzień, w którym mój komendant placu wychodzi na miasto; porucznik siedzi na bastionach; jesteśmy panami u siebie.
— Nie, nie, drogi gubernatorze; dość mi pomyśleć o zgrzytaniu ryglów, które będziemy zmuszeni odsuwać, a dreszcz mnie przejmuje.
— Wyrzekasz się pan jedynej sposobności. Czy wiesz, iż za otrzymanie tej grzeczności, która ci ofiarowuje darmo, niektórzy książęta krwi dawali do pięćdziesięciu liwrów!
— Widocznie, iż to coś wielce ciekawego?
— Owoc zakazany, monsiniorze! owoc zakazany! Jako duchowny, winieneś coś o tem wiedzieć.
— Nie wiem. Ja, gdybym miał być ciekawym, to raczej chciałbym zobaczyć tego studenta z dwuwierszem łacińskim.
— Idźmy więc go zobaczyć! on właśnie mieszka na trzecim Bertaudierze.
— Dlaczego mówisz właśnie?
— Bo ja, gdybym był ciekawy, to chciałbym zobaczyć tylko piękny pokój z obiciami i dywanami oraz jego mieszkańca.
— Ba! meble, to oklepana rzecz; a oblicze, nic nie znaczące, nie budzi zajęcia.
— Piętnasto liwrowy więzień, monsiniorze, piętnasto liwrowy, to zawsze jest zajmujący.
— E! ale właśnie zapomniałem zapytać pana. Czemu dla tego piętnaście dajecie, a pięć tylko liwrów dla biednego Seldona?
— A! widzisz, monsiniorze, wyróżnienie podobne jest rzeczą wspaniałą i w tem występuje w całej pełni dobroć królewska...
— Królewska!... mówisz?
— Kardynalska chciałem powiedzieć.
„Biedak ten — powiedział sobie pan Mazarini — biedak ten skazany jest na wieczne więzienie“.
— Za co?