Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/23

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   23   —

    Tym razem woń miała w sobie coś religijnego. Nie upajała, ale przenikała; nie obudzała żądzy, ale tchnęła poszanowaniem.
    Aramis, wszedłszy do pokoju, nie wahał się ani chwili i nie mówiąc słowa, prosto udał się do muszkietera, zręcznie przebranego w ubiór pana Agnan, i tak czule uścisnął mu rękę, że nikt nie mógł posądzić go o obojętność, albo obłudę.
    D‘Artagnan z równym uścisnął go zapałem.
    Porthos delikatnie uścisnął rękę Aramisa w swej dłoni, a d‘Artagnan zauważył, że biskup ściskał mu lewę rękę, zapewne z obawy, aby jego delikatna dłoń nie dostała się w potężny szrubsztak. Aramis, raz sparzony serdecznym uściskiem, podawał dłoń, nie chcąc narażać palców, które, ściśnięte, bolały od pierścienia i drogich kamieni.
    Po uściśnieniu podał buskup d‘Artagnanowi krzesło, stawiając je w świetle, sam zaś siadł w cieniu.
    Krok ten znany dyplomatom i kobietom, bardzo jest podobny do tego, jakiego używają zręczni szermierze.
    D‘Artagnan znał ten obrót, ale udał, że go nie spostrzega. Czuł, że go pochwycono, ale właśnie dlatego miał się na baczności; mało go obchodziło, że pozornie będzie pokonany, byle z przegranej umiał wyciągnąć korzyści zwycięstwa.
    Aramis wszczął rozmowę.
    — A! kochany, drogi d‘Artagnanie, jaki szczęśliwy przypadek?...
    — Czyż przypadkiem, zacny przyjacielu — odpowiedział d‘Artagnan — przyjaźń nazywasz? Szukam cię, jak zawsze szukałem, ilekroć miałem przedstawić ci jakie przedsięwzięcie, albo gdy mogłem wolny czas tobie poświęcić.
    — Jakto!... — zawołał Aramis — więc umyślnie dla mnie przybywasz?
    — A tak — odezwał Porthos — i właśnie ciebie szukając, mnie znalazł na Belle-Isle. Wszak to przyjemnie, nieprawdaż?
    — Tak, naturalnie — odrzekł Aramis — na Belle-Isle...
    — Właśnie — przerwał d‘Artagnan.
    — Na Belle-Isle, w tej dziurze, w tej jamie. A! to prześlicznie.