Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   200   —

skiem Feltona, będącego w służbie lorda Winter. Bledniejesz, milordzie de Buckingham, a twój wzrok zapala się gniewem i boleścią. Teraz, ty, kończ opowiadanie, milordzie, i powiedz panu de Wardes, kto była ta kobieta, co uzbroiła rękę mordercy twojego ojca.
Rozległy się okrzyki oburzenia. Młody książę chustką obcierał spocone czoło.
Potem nastąpiło uroczyste milczenie.
Wdzisz, panie de Wardes — rzekł d‘Artagnan, na którym opowiadanie to silniejsze uczyniło wrażenie, aniżeli osobiste wspomnienia. — Widzisz, że moje przewinienie nie było przyczyną zguby tej kobiety i że jej dusza wprzód była potępioną, ale to już rzecz jej sumienia. Pomimo to, skoro rzecz się wyjaśniła, mogę, panie de Wardes, żądać przebaczenia od ciebie za czyn niegodny, jakbym tego żądał od twego ojca, gdyby żył jeszcze, kiedym powrócił do Francji, po śmierci Karola I-go.
— Tego za wiele, panie d‘Artagnan — zawołali chórem obecni.
— Nie, panowie — odrzekł kapitan. — Teraz sądzę, panie de Wardes, że wszystko skończone pomiędzy nami i że przestaniesz źle o mnie mówić. Rzecz wyjaśniona, nieprawdaż?
Wardes ukłonił się, wymawiając niezrozumiałe wyrazy.
— Spodziewam się — mówił dalej d‘Artagnan, zbliżając się do młodzieńca — że nie będziesz mówił źle o nikim, jak dotąd obrzydły miałeś zwyczaj; bo jakkolwiek drażliwy jesteś i surowej cnoty, to jednak, gdy staremu żołnierzowi po trzydziestu kilku latach zarzucasz uchybienia młodości, niczego wobec honoru i sumienia dowieść nie możesz. Posłuchaj więc, co ci powiem, panie de Wardes: strzeż się, aby historja, w której jest twoje nazwisko, nie doszła do moich uszu.
— Panie, nie godzi się grozić...
— O! jeszcze nie skończyłem, panie de Wardes — zaczął znowu d‘Artagnan — i musisz mnie słuchać.
Koło ciekawych znowu się ścieśniło.
— Przed chwilą za mocno obstawałeś przy honorze pewnej kobiety i twojego ojca; podobała nam się twoja mowa, bo przy-