Znamy już z opowiadania wjazd Ludwika XIV do miasta Blois. Wjazd ten wypadł świetnie, wspaniale. To też młody monarcha wydawał się zupełnie zadowolony.
Pod sklepieniem przedsieni król spotkał stryja swego, księcia Gastona Orleańskiego, którego postać, zawsze majestatyczna, dziś stosownie do okoliczności jeszcze bardziej była uroczysta. Księżna pani, przybrana w suknię, ceremonialną, oczekiwała swego bratanka na jednym z balkonów wewnętrznych. Wszystkie okna całego zamku, posępne i puste zazwyczaj, dziś pełne były świateł i głów ludzkich.
Król, królowa oraz kardynał Mazarmi, zostali wprowadzeni do pokojów. Kolejno przedstawiono Ich królewskim mościom i panu kardynałowi zebrana szlachtę i damy.
Król zauważył, że ani on, ani matka jego, nie znali nikogo z osób przedstawionych im, gdy tymczasem kardynał wspomniał każdemu to o dobrach jego, to o przodkach, to znów o dzieciach. których nawet imiona wymieniał, tak dobrą miał pamięć. Zachwycało to poczciwą szlachtę i wpajało w nią przekonanie, że ten jest jedynym i prawdziwym królem, kto zna swoich poddanych, tak samo jak słońce nie ma rywala, bo ono jedno tylko ogrzewa i oświeca.
Podano kolację. Król, nie Śmiejąc dopytywać się o nią, oddawna już jej oczekiwał.. Tym razem nie minęły go honory,