Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   310   —

Fouquet skinął na Gourvilla, ażeby szedł za nim i już skierował się do gabinetu, kiedy właśnie pokojowiec oznajmił głosem doniosłym:
— Kawaler d‘Artagnan.
— Kto to taki?... — rzekł obojętnie Fouquet.
— Były porucznik muszkieterów Jego Królewskiej Mości — odparł równie obojętnie Gourville.
Fouquet nie zwracał na to uwagi i zaczął znów chodzić po pokoju.
— Wybacz, łaskawy panie!... — rzekł wtedy Gourville — przyszło mi na myśl, że ten człowiek opuścił służbę królewską i prawdopodobnie przychodzi odebrać swoją pensję.
— Pocóż, u djabła, taką złą chwilę wybrał!... — rzekł Fouquet.
— Pozwól, panie, powiedzieć mu o tem, że dziś nie dostanie pieniędzy; znam go bowiem, i wiem, że to jest człowiek, którego w obecnych okolicznościach lepiej mieć po swej stronie, niż przeciw sobie.
— Powiedz mu, co ci się podoba — odparł Fouquet.
— Cóż, u Boga!... — odezwał się opat, zawzięty, — powiedz mu bez ceremonij, że przedewszystkiem dla muszkieterów niema pieniędzy.
Jeszcze opat nie domówił tych niebacznych słów, gdy drzwi uchylone rozwarły się i ukazał się d‘Artagnan.
— E!... panie Fouquet — przemówił — wiedziałem dobrze, że dla muszkieterów niema pieniędzy, to toż przychodzę nie dlatego, żebyście mi wypłacili, ale dla tego, ażebyście odmówili. Ponieważ to się już stało, więc adieu, bądźce zdrowi... pójdę prosto do pana Colberta po wypłatę należności.
Skłonił się i wyszedł.
— Gourville — rzekł Fouquet — biegnij za nim i sprowadź go napowrót.
Gourville dopędził d‘Artagnana na schodach.
D‘Artagnan, usłyszawszy kroki za sobą, odwrócił się i spostrzegł Gourvilla.
— Mordioux!... kochany panie — rzekł — dziwne obyczaje