Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/258

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   258   —

    chociaż ty czasem nie podlegasz tej ogólnej zasadzie, kochany Gourvillu, ale życzeniem jest mojem, aby inni szanowali ten rozkaz.
    — O, panie, dziś nicby mnie nie powstrzymało: rozkazy, drzwi, zamki i mury, wszystkobym był skruszył, obalił, rozbił...
    — Chodzi więc o coś bardzo ważnego?... — zapytał Fouquet.
    — O tak, przysięgam panu — rzekł Gourville.
    — Cóż się stało tak nadzwyczajnego?... — ciągnął Fouquet wzruszony trochę pomieszaniem swego najbliższego powiernika.
    — Panie, utworzono tajny sąd przysięgłych.
    — Wiem o tem, lecz czy już sędziowie rozpoczęli czynności, Gourvillu?...
    — Nietylko już działają, ale wydali nawet wyrok....
    — Wyrok?... — rzekł minister, nie mogąc ukryć bladości i dreszczu. — Wyrok!... na kogo?...
    — Na dwóch pańskich przyjaciół.
    — Lyodot i d‘Emery skazani, wszak prawda?...
    — Tak, proszę pana.
    — Jakiż to wyrok?...
    — Wyrok śmierci.
    — Już wydany?... Mylisz się, Gourvillu, to niepodobieństwo.
    — Oto kopja wyroku, który król ma dziś podpisać, jeżeli go dotychczas nie podpisał.
    Fouquet porwał chciwie papier, przeczytał i oddał Gourvillowi.
    — Król tego nie podpisze — powiedział.
    Gourville potrząsnął głową.
    — Panie łaskawy, Colbert to śmiały doradca... nie spuszczaj się na to...
    — Znowu Colbert!... — zawołał Fouquet — od kilku dni nazwisko to ciągle obija się o uszy moje, i ty znów je powtarzasz?... Niech Colbert wystąpi, a zobaczymy; niech tylko głowę podniesie... zmiażdżę go bez litości; lecz pojmujesz, iż potrzebuję jakiegoś punktu, na którym byłbym w stanie wzrok zatrzymać, jakiejś powierzchni, abym nogę postawił i stratował..