Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/244

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   244   —

    — Jutro, na początek, pójdziesz do pana nadintendenta, dla odebrania pierwszej pensji kwartalnej, którą ci wyznaczam. Czy znasz pana Fouquet?...
    — Bardzo mało, Najjaśniejszy Panie; zwracam jednak uwagę Waszej Królewskiej Mości, iż nie jest tak nieodzownem, abym go znał.
    — Przepraszani cię, mój panie, gdyż on odmówi ci tych pieniędzy, które ja ci wyznaczam, a tego ja oczekuję właśnie.
    — A!... — wykrzyknął d‘Artagnan. — A potem, Najjaśniejszy Panie?...
    — Po otrzymanej odmowie, udasz się po nie do pana Colbert. Ale, ale, czy masz dobrego konia?...
    — Doskonałego, Najjaśniejszy Panie.
    — Co zapłaciłeś za niego?...
    — Sto pięćdziesiąt pistolów.
    — Ja go kupię. Oto kwit na dwieście.
    — Ależ, Najjaśniejszy Panie, ja potrzebuję konia do podróży?...
    — Cóż stąd?...
    — Pozbawiasz mnie go.
    — Wcale nie; przeciwnie, ja ci go daję. Tylko, że skoro on do mnie, a nie do ciebie należy, pewny jestem, że nie będziesz go oszczędzał.
    — Pilno więc Waszej Królewskiej Mości.
    — Bardzo.
    — Cóż mnie tedy zmusza do dwudniowego wyczekiwania?...
    — Dwa powody, mnie tylko znane.
    — To co innego. Koń może odbić te dwa dni na ośmiu, które ma do przebycia; a zresztą jest poczta.
    — Nie, nie trzeba, poczta jest dość kompromitującą, panie d‘Artagnan. Jedź, lecz pamiętaj, że do mnie należysz.
    — Najjaśniejszy Panie, nie mnie to zarzucać, żebym o tem kiedy zapomniał!... O jakiej porze mam się pożegnać pojutrze z Waszą Królewską Mością?...
    — Gdzie mieszkasz?...
    — Odtąd powinienem mieszkać w Luwrze.