— Porzucić szpadę?
— To się już stało.
— To niepodobna, panie d‘Artagnan — stanowczo rzekł Ludwik.
— Ale, Najjaśniejszy Panie...
— Co takiego?
— Dlaczego?
— Bo ja tego nie chcę!... — wymówił młody król głosem tak poważnym i stanowczym, aż d‘Artagnan drgnął zdziwiony i prawie zaniepokojony.
— Czy pozwoli mi Wasza Królewska Mość dać słówko odpowiedzi?... — zapytał.
— Mów.
— Postanowienie to powziąłem, będąc ubogim i obdartym.
— Zgoda. Cóż dalej?
— Dziś tedy, gdy własnym przemysłem zdobyłem sobie dobrobyt, Wasza Królewska Mość miałby pozbawić mnie wolności, skazywać mnie?... na coś lepszego zasłużyłem.
— Kto ci pozwolił, mój panie, zgłębiać moje zamiary i liczyć się ze mną?... — gniewnie odparł Ludwik — kto ci powiedział, co ja zrobię i co ty sam robić będziesz?
— Najjaśniejszy Panie — z całym spokojem odparł muszkieter — jak widzę, otwartość w rozmowie nie jest już na porządku dziennym, jak onego czasu, gdyśmy rozmawiali w Blois.
— Nie, panie, wszystko uległo zmianie.
— Najserdeczniej ci tego winszuję, Najjaśniejszy Panie, ale...
— Ty w to nie wierzysz?
— Wielkim mężem stanu nie jestem, jednakże mam pewny rzut oka w sprawach tego rodzaju; nigdy mnie on nie myli; nie tak się zapatruję na nie, jak Wasza Królewska Mość. Skończyły się rządy Mazariniego, lecz zaczyna się panowanie finansistów. Oni mają pieniądze: Wasza Królewska Mość musisz nieczęsto spotykać się z niemi. Ciężko to dla człowieka, liczącego na niepodległość, żyć ściśniętemu w szponach tych zgłodniałych wilków.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/235
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 235 —