Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/230

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   230   —

    — Mamże ci oddać szpadę? Uprzedzam, że długa i ciężka. Pozostaw mi ją chociaż do Luwru; kompletnie głupieję, gdy na ulicy nie mam przy boku szpady, a ty głupszym byłbyś jeszcze, mając ich dwie.
    — Król nic nie powiedziała — odparł szwajcar — zatrzymaj pan swoja szpada.
    — To bardzo ładnie ze strony króla, ani słowa! Ruszajmy więc.
    Pan Fridisch nie był zbytecznie rozmowny, d‘Artagnan znów zanadto wielki natłok myśli miał w głowie, aby przerywać milczenie. Niedaleko było od sklepu Plancheta do Luwru; w dziesięć minut przebyli te drogę.
    Noc już zapadła zupełna.
    Pan Fridisch chciał wejść przez furtkę.
    — Nie tędy — odezwał się d‘Artagnan — za wiele czasu stracimy; idźmy bocznemi schodami.
    Szwajcar wykonał zlecenie d‘Artagnana i zaprowadził go do przedpokoju, poprzedzającego gabinet Ludwika XIVgo.
    Przybywszy tam, ukłonił się swemu więźniowi i słowa nie rzekłszy, powrócił na stanowisko. Tyle nawet czasu nie pozostało d‘Artagnanowi, aby zadać sobie pytanie, czemu nie odebrano mu szpady, gdy otworzyły się drzwi gabinetu i pokojowiec zawołał:
    — Pan d‘Artagnan!
    Muszkieter przybrał postawę uroczystą i wszedł z okiem śmiałem, pogodnem czołem i wąsem wysztywnionym.
    W tejże chwili Ludwik XIV-ty zwrócił się ku niemu.
    — Jesteś tu, panie d‘Artagnan?... — rzekł.
    D‘Artagnan, naśladując ruch króla, odpowiedział:
    — Jestem, Najjaśniejszy Panie.
    — Dobrze: zechciej poczekać, niech skończę dodawanie.
    D‘Artagnan, ukłoniwszy się, milczał.
    — Dość grzecznie — pomyślał — niema co mówić.
    Ludwik gwałtownie coś przekreślił piórem i ze złością odrzucił od siebie.