Tego właśnie wieczora, kiedy d‘Artagnan opowiadał Planchetowi swe przygody, w jednej z obszernych sal Pałacu Królewskiego, powleczonej ciemnym aksamitem, na którym wspaniale odbijały złote ramy znacznej liczby okazałych obrazów, widziano cały dwór, zebrany przed alkową kardynała, który zaprosił króla i królowę na karty.
Mały parawan oddzielał trzy stoły, zastawione w sali. Przy jednym z tych stołów zasiadł król i obie królowe. Ludwik XIV-ty, siedząc naprzeciw młodej królowej, swojej żony, uśmiechał się do niej z wyrazem prawdziwego szczęścia. Anna Austriacka grała przeciw kardynałowi, a synowa dopomagała jej w grze, jeżeli się do męża nie uśmiechała. Kardynał zaś, z twarzą wychudłą i zmęczoną, leżał w krześle, karty jego trzymała hrabina Soissons, a on nie odrywał od nich spojrzenia, pełnego zajęcia i chciwości. Kardynał polecił Bernouinowi, żeby go uróżował, lecz czerwona farba, odbijająca się na policzkach, odznaczana jeszcze wyraźniej chorobliwa bladość reszty twarzy i żółtawość, połyskującą na czole. Tylko oczy nabierały przez uróżowanie żywszego blasku; na te oczy chorego, od czasu do czasu spoglądali z niepokojem król, królowa i dworzanie.
Bo oczy kardynała były to dwie gwiazdy więcej lub mniej błyszczące, z których Francja XVII-go wieku wyczytywała swoje przeznaczenie każdego wieczora i każdego poranku.