Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odźwierny przyjął datek, w przekonaniu, iż dostał parę sztuk srebrnej monety; dopiero przy świetle pochodni poznał wartość ofiarowanej sumy.
— Czy się pan nie pomylił czasami? — zapytał — otrzymałem bowiem od pana złoto...
— Wiem o tem.
— A więc ja mogę z czystem sumieniem przyjąć od pana dar tak bardzo hojny?
— Ależ tak!
Odźwierny spojrzał z podziwem na Monte Christa.
— A więc jest tutaj i uczciwość — rzekł do siebie hrabia, powtarzając słowa Hamleta.
— Panie! — mówił odźwierny, nie dowierzający jeszcze swemu szczęściu — ponieważ jesteś tak wyjątkowo szlachetnym, zasługujesz przeto, bym i ja ci ofiarował cośkolwiek, mianowicie rzecz, która ma związek z opowiedzianą historją.
— Cóż byś miał takiego? — zapytał Monte Christo z ożywieniem.
— Zechciej mnie pan wysłuchać. Wiem z doświadczenia, iż zawsze znaleźć można coś w pokoju więźnia, który przebywał przez lat kilkanaście w jednej i tej samej celi. Zacząłem więc szukać i w tym wypadku. Uwieńczone to zostało pomyślnym wynikiem. W kominie mianowicie...
— Tak, tak... — rzekł Monte Christo — w kominie...
— Po odwaleniu paru kamieni, znalazłem naprzód drabinkę sznurową...
— A potem rozmaite narzędzia — uzupełnił hrabia.
— Tak jest — rzekł ze zdziwieniem odźwierny — lecz skąd pan możesz wiedzieć o tem?...
— Ale skąd mógłbym wiedzieć!? — spostrzegł się Dantes — domyślam się tylko, na zasadzie, iż więźniowie przedewszystkiem o narzędzia się starają.
— A więc odgadł pan trafnie, oprócz drabinki, — znalazłem i różne narzędzia.
— Czy masz je jeszcze u siebie? — zapytał rozedrganym głosem Monte Christo.