Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani — rzekł hrabia — nie w mojej mocy, niestety, dać ci szczęście, przyjmij więc chociaż me szczere wyrazy współczucia. Wiem, iż syn cię opuścił, i uczynił dobrze. — Szlachetne i dostojne serce ma ten młody człowiek. Zrozumiał, iż każdy prawy obywatel kraju winien złożyć daninę swojej ojczyźnie. Jedni dają swe zdolności, talenty, wiedzę, pracę... inni — nawet krew własną.
Gdyby z panią pozostał, zmarnowałby przy niej bezpożytecznie swe młodzieńcze siły, natomiast czyniąc tak, jak uczynił właśnie, nietylko przysłuży się ojczyźnie, ale jeszcze wydźwignie się w zwyż, dzielnem ramieniem wywalczy przyszłość swą. I nietylko swoją, ale i twoją pani.
— Panie — odpowiedziała Mercedes, smutnie wstrząsając głową — ja już nie mam przyszłości. Życie moje — było, już go niema, a więc nie może mieć i przyszłości. Niemniej, jestem ci bardzo wdzięczna, hrabio, iż dzięki tobie, miałam możność powrotu do miejsc, w których ongi tak bardzo czułam się szczęśliwą! Jestem szczęśliwa, iż tutaj właśnie będę mogła umrzeć.
— Gorzkie, ach, jak bardzo gorzkie, są słowa twoje, pani! — odpowiedział Monte Christo — przyznaję ci niemniej, iż masz najzupełniejsze prawo czuć do mnie żal i mnie nienawidzieć. Ja bowiem jestem jedyną przyczyną twych wszystkich cierpień i boleści, ja, tylko ja. Miej litość jednak nade mną, nie wiń mnie, bo ranisz tem śmiertelnie moje serce!
— Ja miałabym winić ciebie?! O! Edmundzie!! Miałabym nienawidzieć, złorzeczyć człowiekowi, który ocalił życie memu synowi! I to dwukrotnie, bo przecież chciałeś zabić syna mego, by tem wrazić miecz w serce jego ojca! Spójrz na mnie, spójrz w oczy moje!... Nie wyczytasz w nich z pewnością cienia wyrzutu.
— Spójrz na mnie!... — mówiła dalej z wyrazem niewypowiedzianej melancholji w głosie — już dziś możesz znieść spojrzenie mych oczu, tych oczu, które ongi rzucały płomienie. Minął bezpowrotnie czas, gdy mój uśmiech czarował... Od czasów tych dzieli nas morze wylanych łez, niezgłębione otchłanie