Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bowiem nieogarniętą miłością, dla niego przecież, dla niego jedynie popełniła tyle zbrodni! Nigdy zaś wątpić nie można w serce, w duszę matki, jeżeli ta kocha swe dziecko! Więc ona rozbudzi w sobie skruchę, rozkołysze żal, za grzechy swe odpokutuje i pokutować będzie tak bardzo, tak boleśnie, tak krwawo, iż jako lilja stanie przed tronem Przedwiecznego, bo żal, szczery, głęboki żal — zmywa wszystko. Dla tej pokuty więc i dla dziecka — niech żyje!
I de Villefort, po raz pierwszy od wyjścia z sali, odetchnął lżej nieco.
Powóz stanął na dziedzińcu przed domem.
De Villefort wtedy w jednym skoku znalazł się na schodach przedpałacowych, gdzie go przyjęła służba, zdumiona tak szybkim jego powrotem, nikt jednak się nie ośmielił przemówić.
Gdy przebiegał szybko przez korytarze i salony, doszedł z pokoju Noirtiera głos jakiś; nie był jednak ciekawy dowiedzieć się, kto znajduje się u jego ojca, nazbyt śpieszył się bowiem do żony. Gdy mijał kolejno salony zamykał starannie wszystkie drzwi, mówiąc do siebie:
— Nikt nam w naszej rozmowie przeszkadzać nie powinien. My dwoje tylko, tak strasznie palcem Boga dotknięci, porozumieć się ze sobą winniśmy. Powiem jej wszystko, sam się oskarżę i błagać będę, ażeby mi przebaczyła.
Nakoniec doszedł do ostatnich drzwi, poza któremi były apartamenty żony. Nacisnął klamkę i drzwi się otworzyły.
— Nie zamknięte?... to lepiej — powiedział do siebie.
I wszedł do saloniku, lecz nie zastał tam nikogo.
— Musi być w swej sypialni — rzekł — nacisnął klamkę, lecz drzwi okazały się zamknięte. Zadrżał wtedy.
— Heloizo!... zawołał.
Odpowiedziała mu cisza.
— Heloizo!... powtórzył znowu.
— Kto tam?... dał się słyszeć głos, słaby bardzo.
— Otwórz! — zawołał — to ja!
Na krzyk ten, aczkolwiek drgały w nim rozpacz i przestrach — nie było żadnej odpowiedzi.