Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie myślę temu przeczyć. Im większa jednak będzie surowość twa względem tego nędznika, tem większa hańba spadnie na nasz dom... Pozwól mu zatem, by uciekł.
— Zapóźno, pani, z tem przychodzisz. Rozkazy w tej mierze już zostały wydane. To też nie wątpię, iż będzie on ujęty.
— Jeżeli tak, to w takim razie spraw, by nie był sądzony. Niech siedzi w więzieniu, przynajmniej aż do dnia ślubu mej córki.
— Niepodobieństwo, pani, przepisy prawa są bardzo wyraźnie i nie sposób ich lekceważyć. — Zbrodnia zresztą musi być ukarana.
— Czyż prawo dla wszystkich jest jedno i to samo, czyż nie zna wyjątków? Więc prokurator królewski i dla mnie w swem sercu nie znalazłby najmniejszego pobłażania?
— Prawo jest jedno dla wszystkich, pani.
— Ha!... w takim razie...
Tutaj baronowa wstrzymała się, nie kończąc słów swoich.
Villefort spojrzał na nią, wtedy przenikliwym wzrokiem.
— Wiem dobrze, co chciałaś powiedzieć, pani — rzekł po chwili — miałaś na myśli owe straszliwe pogłoski, które opinja paryska łączy z trzema wypadkami śmierci, jakie dom mój w tak krótkim czasie okryły żałobą. Teraz znów Walentyna...
— Nie myślałam nawet o tem — zaprzeczyła baronowa, żałując swego wykrzyknika.
— Gdybyś jednak tak właśnie myślała, pani, wcale bym się temu nie dziwił. Tak myśleć miałaś wszelkie prawo. Powiem ci nawet, jaką mniej więcej, była myśl twoja: „Ty, który tak zapamiętale ścigasz wszystkie zbrodnie, odpowiedz, z jakiej przyczyny te, które w twym domu się dzieją — cieszą się bezkarnością“? To miałaś na myśli, prawda?
Baronowa zbladła, a potem rzekła cicho: „przyznaję“.
— A więc ci odpowiem — rzekł, przysuwając się z krzesłem do baronowej.
— Są występki — rozpoczął — które muszą uchodzić przez czas jakiś bezkarnie, dopóki sprawiedliwość nie zna zbrodniarzy, i lęka się, by nie poświęcić niewinnej głowy, zamiast uka-