Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Morrel — będzie mi to nawet na rękę, gdyż mam do załatwienia w tamtych stronach mały interes.
— Lecz na śniadanie powrócisz? — zapytał Emanuel młodzieńca.
— Wątpię bardzo.
Jeszcze ukłony i powóz ruszył dalej.
— Odmówiłeś szwagrowi — rzekł Monte Christo — to może ze mną zgodziłbyś się zjeść śniadanie?
— Wybacz, hrabio, lecz muszę cię pożegnać przed dziesiątą.
— To znaczy, zapewne, iż masz schadzkę o dziesiątej?
— A jeżeli nie będę nigdzie jadł śniadania, jeżeli jeść mi się nie chce? — odpowiedział młodzieniec, wesoło potrząsając głową.
— O!... odpowiedział hrabia — są tylko dwa uczucia, które są zdolne odebrać apetyt: boleść i miłość. Nie zdaje mi się, byś cierpiał, zanadto bowiem jesteś wesoły... pozostaje więc miłość.
— Na honor — zawołał Morrel wesoło — nie twierdzę, byś się, hrabio, mylił.
— I nic mi o tem nie mówiłeś — rzekł hrabia tonem lekkiego wyrzutu.
— Ależ powiedziałem już przecież dziś rano, że kocham i to nad życie. Serce moje jest tam, dokąd idę.
— A więc idź, drogi przyjacielu, a jeżelibyś znalazł na swej drodze przeszkodę, to wtedy zechciej pomyśleć o tem, że posiadam pewną władzę nad światem, której używam dosyć szczęśliwie na korzyść ludzi, których kocham. Ciebie zaś kocham z całej duszy.
— Dobrze. Wspomnę o tobie, jak notoryczni egoiści przypominają sobie rodziców... gdy od nich czego potrzebują.
Konie w tym momencie stanęły przed pałacem hrabiego. Morrel wtedy się pożegnał i zniknął w kierunku ulicy Marigny, zaś de Monte Christo zbliżył się Bertuccio.
— No, jakże tam? — zapytał hrabia.
— Oboje dom opuszczają.
Monte Christo bez słowa odpowiedzi, gestem, jedynie dał poznać intendentowi, by podążał za nim i udał się do gabinetu,