Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaki z miną pawia obnosisz na palcu. Powiadam ci, że ty nas samochcąc zgubisz jeszcze. Bo jakżeż?... ubrałeś się w liberję, jak służący, a pozostawiłeś na palcu brylant wartości conajmniej pięciu tysięcy.
— Patrzajcie go, jaki uważny! Zdałbyś się na rewizora!
— Bo ja, widzisz, znam się na brylantach. Miałem kiedyś swój własny.
— Chwal się tem przed innymi — rzekł Andrzej dziwnie spokojnym tonem, bez najmniejszego gniewu, i zdjął pierścień z palca.
— Czekaj, zobaczymy, czy nie jest on fałszywy? — rzekł Kadrus, a następnie podszedł do okna i pociągnął po szybie, że aż zapiszczała.
— O przepraszam cię za posądzenie — mówił dalej — ale ci złotnicy, złodzieje, potrafią tak dobrze naśladować brylanty, że człowiek niema nawet ochoty okradać jubilerskiego sklepu, ażeby nie być oszukanym.
— Czy już na tem koniec — rzekł Andrzej — czy nie masz zamiaru wziąć mej kamizelki, albo kapelusza?
— Poczciwy ty jesteś, że mi proponujesz nawet swą garderobę, ale ci jej nie wezmę, choć przydałaby mi się bardzo. Idź więc już, nie zatrzymuję cię, bo mnie chwyta obawa, by mi nie przyszła ochota na twe cacane lakierowane buciki.
— Strzeż się tylko, aby cię nie spotkała jaka przygoda przy sprzedaży pierścienia.
— Bądź spokojny, nie mam zamiaru go sprzedawać, bynajmniej.
— Ale widzę, że już idziesz, bez pożegnania nawet, lecz ja się nie obrażam, a nawet cię odprowadzę.
— Nie fatyguj się.
Gdy Andrzej wyszedł, zamknął za nim drzwi starannie na wszystkie zamki, a następnie rzucił się do oglądania planu, pozostawionego na stole.
— Poczciwy chłopak — powiedział do siebie — a kocha mnie tak bardzo, że nie pogniewałby się na mnie nawet za to, gdybym tak przyspieszył śmierć jego ojca.