Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wracam do siebie, gdyż choremu krew zapewne będą puszczać, a ja widoku krwi znieść nie mogę.
I wyszła za mężem.
— Wychodź prędko, Maksymiljanie — rzekła wtedy Walentyna — i nie wracaj, aż cię zawezwę.
Morrel uścisnął rękę Walentyny, ucałował czoło Noirtiera i wyszedł bocznem wyjściem.
W tym samym nieomal momencie w drzwiach przeciwległych ukazali się: de Villefort i doktór.
Wawrzyniec zwolna odzyskiwać zaczął przytomność; atak minął najwidoczniej, tak, iż już mógł mówić, aczkolwiek z dużą trudnością. D‘Avrigny i Villefort przenieśli go wtedy na kanapę.
— Proszę o wodę i eter, które macie zapewne w domu — dał rozporządzenie doktór — do apteki zaś posłać natychmiast po olejek terpentynowy i po emetyk. A teraz niech wszyscy wyjdą.
— Czy i ja mam wyjść? — zapytała Walentyna.
— Tak. Pani pierwsza wyjść powinna — rzekł doktór ostro.
Panna de Villefort spojrzała na doktora ze zdziwieniem i wyszła natychmiast bez jednego słowa.
D‘Avrigny zamknął za nią drzwi z posępnym blaskiem w oczach.
— Jak się masz, mój Wawrzyńcze? — zapytał następnie doktór.
— Cokolwiek lepiej, doktorze.
— Czy mógłbyś wypić tę szklankę wody z eterem?
— Spróbuję, ale mnie pan nie dotykaj, bo mam wrażenie, że gdybyś się mnie dotknął jednym palcem choćby, to atak wróciłby natychmiast.
Wawrzyniec, po wymówieniu słów tych, zbliżył do ust podaną szklankę i wychylił ją prawie do połowy.
— Gdzie i jakie odczuwasz bóle?
— Wszystko mnie boli, ćmi mi się w oczach, a w uszach mam szum bezustanny. Spadło to na mnie zupełnie nagle, bo wczoraj czułem się jak najzdrowszy.