Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy mi odpowiadać, panna d‘Armilly, jej przyjaciółka, nie odpowiada mi wcale, no a ojciec, szanowny baron Danglars, robi mi wprost impertynencje.
— Jakże ogromnie, co do tego ostatniego punktu przynajmniej, mylisz się, wicehrabio!
— A to jakim sposobem?
— Pan baron zobowiązał mnie dziś właśnie, bym udał się do hrabiego de Morcefa, by ten formalnie poprosił go o rękę córki dla ciebie, ponieważ uważa, iż ten stan narzeczeństwa zbyt długo się przeciąga.
— Tego, kochany hrabio, nie zrobisz przez wzgląd na mnie.
— Owszem, zrobię. Nie mówmy o tem więcej. Powiedz mi lepiej, wice-hrabio, dlaczego to od jakiegoś czasu nie widuje się u baronowej Debraya?
— Podobno zaszło tam jakieś nieporozumienie i to nie pomiędzy Debrayem a baronową, lecz Debrayem, a baronem samym.
— I cóż ich poróżnić mogło? — zapytał Monte Christo z udaną naiwnością — tak dobrze żyli przecież ze sobą?...
— A, są to już tajemnice Izydy, o których ja nic wiedzieć nie mogę. Gdy pan Cavalcanti wejdzie do rodziny, to go będziesz mógł, hrabio, o to zapytać.
Powóz, gdy Morcef kończył mówić te słowa, stanął właśnie przed pałacem hrabiego.
— Już przyjechaliśmy tedy — zawołał Monte Christo — szkoda! Zaledwie mamy wpół do jedenastej. Możebyś zechciał wicahrabio, zajść do mnie na chwilę?
— Najchętniej.
— Zrobisz nam, Baptysto, herbaty — rzekł hrabia, wchodząc do salonu.
Służący wyszedł bez słowa odpowiedzi, a w dwie minuty potem wrócił do salonu, niosąc na tacy przyrządy herbaciane, wraz z całą zastawą.
— Zaprawdę — rzekł Morcef — zazdroszczę panu nie jego olbrzymiego majątku, bo być może, iż są od ciebie bogatsi, nie rozumu, bo i Beaumarchais miał go conajmniej tyleż, lecz