Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli się zgadzasz, to możeby było najlepiej odpisać akt ślubny dziś jeszcze? Posłałbym po notarjusza, przejrzelibyśmy tutaj wspólnie raz jeszcze intercyzę ślubną, ewentualnie zmienili ją w szczegółach, no i za jakąś godzinę wszystko byłoby załatwione. Ślub kościelny wzięlibyście dopiero, po powrocie mej córki do Paryża...
— Zgadzam się na wszystko — powiedział d‘Epinay — o jednę tylko rzecz chciałbym prosić pana, o to mianowicie: by Albert de Morcef i Raul de Chateau Renaud byli obecni przy podpisaniu aktu. Są to przyjaciele moi.
— Będzie panu przyjemniej, zapewne, osobiście ich o to poprosić. A więc idź. Za godzinę czekać będę wraz z Walentyną w tym samym salonie na przyjście panów.
D‘Epinay przyobiecał, iż dołoży wszelkich usiłowań, ażeby się nie spóźnić i wyszedł pospiesznie.
De Villefort wtedy udał się do córki i zawiadomił ją, iż podpisanie aktu ślubnego będzie miało miejsce za godzinę, rozkazuje jej przeto, by się odpowiednio do tego przygotowała.
Gdy po domu rozeszła się ta niespodziewana wieść, — powstało zdumienie ogólne. Nawet pani de Villefort nie dawała jej początkowo wiary. W Walentynę zaś uderzyła, jak piorun. Spojrzała błędnie dookoła, zdając sobie dobrze z tego sprawę, że zło oczekiwane przyszło wreszcie i że teraz żadnego już niema ratunku.
Chciała pobiec do dziadka, przez ogród uciec wreszcie, pan de Villefort spotkał ją jednak na schodach, wziął za rękę i zaprowadził tak, przemocą nieomal, do salonu.
W przedpokoju spotkała biedna panienka Wawrzyńca, któremu rozpaczliwym wzrokiem dała poznać, co się w jej sercu dzieje.
Niezadługo do salonu przyszła również i pani de Villefort wraz z małym Edwardkiem. I ona była — nie to, żeby smutna — lecz jakby znużona, wyczerpana.
Gdy usiadła, natychmiast wzięła swego synka na kolana