Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo wiele do powiedzenia ci. Choćbyś więc zasypiał, musisz mi dotrzymać towarzystwa.
— Jak pani rozkaże — odpowiedział z pewnem ociąganiem się Debray.
— Drogi panie Debray — powiedział bankier — proszę cię, byś się nie trudził słuchaniem po nocy niedorzeczności mej żony, zwłaszcza że i ja mam z nią do pomówienia.
Tym razem cios był tak silny i tak jawnie wymierzony, iż wprost oszołomił nietylko Debraya, ale i baronową nawet. Spojrzeli na siebie, jakby szukając wzajemnej pomocy przeciwko tej napaści. Nieprzełamana władza pan domu odniosła jednakże triumf.
— Nie sądź bynajmniej, że cię wypędzam, drogi panie Debray — zabrał znów głos baron — wcale nie... Jedynie nieprzewidziane okoliczności sprawiły, iż muszę się rozmówić dziś jeszcze z mą żoną. Proszę mi tego nie brać za złe.
W odpowiedzi Debray burknął słów parę, skłonił się i wyszedł, zawadzając o sprzęty.
Gdy tylko drzwi się zamknęły za nim, odezwała się baronowa:
— Nikt nie dałby wiary, jak bardzo śmieszni są czasem mężowie.
Danglars zaczepkę tę zbył milczeniem. Usiadł na miejscu Debraya na kanapie i zaczął bawić się z pieskiem.
Piesek wszelako o wiele więcej miał sympatji dla Debraya, niż dla pana, to też nietylko, że przyjął pieszczoty obojętnie, ale nawet starał się ugryźć rękę go głaszczącą. Wtedy Danglars porwał pieska za kark i rzucił go na ziemię.
— Zaprawdę, czynisz pan olbrzymie postępy — rzekła baronowa głosem najswobodniejszym, bez zmarszczenia nawet — dotychczas nie byłeś przynajmniej ordynarny, gdy dzisiejsze twe postępowanie ujawnia, że stałeś się skończonym brutalem.
— Bo dziś właśnie jestem w gorszym, niż zazwyczaj humorze.
Herminja spojrzała na bankiera z wyrazem najwyższej po-