Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie nalegał przeto więcej, obiecując sobie tylko, iż wyczeka na chwilę bardziej odpowiednią, i wtedy powtórnie się zapyta.
Tymczasem baronowa zadzwoniła na swą pokojową, a gdy ta się zjawiła, zadała jej pytanie:
— Co robi moja córka?
— Panienka cały wieczór pracowała, a przed chwilą poszła spać.
— Ależ ja przecież słyszę dźwięki fortepianu dochodzące z jej pokoju?
— To panna Luiza d‘Armilli gra, panna Eugenja zaś jedynie słucha, leżąc już w łóżku.
— Dobrze. Proszę mnie teraz rozebrać.
I przeszły obydwie do buduaru.
— Kochany panie Lucjanie — mówiła pani Danglars z drugiego pokoju — żaliłeś się niejednokrotnie, że Eugenja traktuje cię zbyt chłodno, że nie chce z tobą rozmawiać.
— O, pani — odpowiedział Debray, bawiąc się pieskiem pokojowym — nie ja jeden czynię córce pani podobne zarzuty. Słyszałem nie tak dawno, jak i Albert Morcef wypowiadał żale tego samego rodzaju.
— Doprawdy? W każdym razie, w stosunku do ciebie zmieni ona swe postępowanie, jak myślę, a nawet spodziewam się iż niezadługo ujrzysz ją u siebie, to jest w ministerstwie.
— U mnie, a to poco?
— Z prośbą o przyjęcie do opery. W inny sposób nie mogę sobie wytłumaczyć bowiem tego nadzwyczajnego zapału, z jakim oddaje się ona muzyce.
— Doskonale — odpowiedział Danglars z uśmiechem — niech przychodzi, byle miała pozwolenie rodziców, to jesteśmy gotowi ją zaangażować.
— Idź już, Korneljo, nie będziesz mi już więcej potrzebna — rzekła baronowa do pokojowej, a po chwili młoda kobieta weszła do salonu w rozkosznym negliżu.
Debray wpatrywał się w nią przez chwilę, a następnie powiedział:
— Powiedz mi teraz, przyjaciółko moja, co ci dolega?