Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nauka nie jest zbyt długa; za to trzeba czekać czasami bardzo długo na posadę.
— I jakąż za pracę tę pensję płacą?
— Tysiąc franków rocznie.
— Nie jest to zbyt wiele.
— Tak, ale mam przytem jeszcze i mieszkanie.
Monte Christo rozejrzał się po pokoju.
— Byleby tylko zbytnio przy mieszkaniu tem nie obstawał... i przy ogródku — rzekł do siebie w myśli Monte Christo.
— Od jak dawna pan tu pracujesz?
— Od lat piętnastu.
— A ile lat pan sobie liczysz?
— Pięćdziesiąt i pięć.
— Jak długo pracować trzeba, by się dosłużyć pensji emerytalnej?
— Całych dwadzieścia pięć lat.
— Więc po wysłużeniu dwudziestu pięciu lat, t. j. gdy mieć będziesz lat sześćdziesiąt pięć, ile byś pan otrzymywał?
— Trzysta franków rocznie.
— O biedna ludzkości! — rzekł zcicha Monte Christo.
— Z tych wszystkich znaków — zmienił temat rozmowy Monte Christo — jakie przesyłasz, nie rozumiesz nic?
— Nic zgoła. Za wyjątkiem kilku umówionych znaków porozumiewawczych, które wyrażają: jesteś wolny... uważaj... śpij spokojnie... i t. p.
— Ale uważaj no pan — przerwał starowinie Monte Christo — zdaje mi się, że twój korespondent cię wzywa. Co znaczy ten jego znak, który powtórzył on już dwukrotnie?
— Zawiadamia mnie nim, bym był gotowy.
— I cóż pan odpowiesz?
— Powtórzę jedynie jego znak, co dla mego korespondenta ze strony lewej znaczyć będzie: „jestem gotowy“, zaś z prawej: „czuwaj“.
— Dowcipnie pomyślane — zrobił uwagę Monte Christo.