Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest to bardzo możliwe — odpowiedział Morcef — ale kto to zajął lożę austrjackiego ambasadora?
— Nie widziałam w niej nikogo — odpowiedziała hrabina. — Wracając jednak do naszej poprzedniej rozmowy: czy jesteś, hrabio Morcef, zupełnie pewien, że owa „Vendetta“, która wygrała najcenniejszą nagrodę dzisiejszego dnia, należy istotnie do hrabiego Monte Christo?
— Najpewniejszy.
— W takim razie mam wielką ochotę odesłać ten jego puhar. Przecież ja nie znam tego pana!
— Niech pani tego nie robi, bo ci przyśle drugi w szafirze wyrżnięty. To jest zwykły tryb jego postępowania. Trudno!... trzeba się z tem pogodzić.
Rozległ się dzwonek, zapowiadający, że akt drugi rozpocznie się za chwilę.
Albert z przyjacielem swym powstali.
— Czy się jeszcze zobaczymy? — zapytała hrabina.
— W antrakcie, jeżeli pani pozwoli, przyjdę dowiedzieć się, czy nie mógłbym być jej użyteczny w czemkolwiek w Paryżu?
— Mieszkam przy ulicy Rivoli Nr. 22, jestem w domu w każdą sobotę wieczorem i proszę uważać to za zaproszenie.
Morcef i Chateau Renaud skłonili się i wyszli.
Gdy wrócili na widownię, ujrzeli całą publiczność parterową z oczami zwróconemi na lożę ambasadora austrjackiego.
Przed chwilą właśnie do loży tej wszedł mężczyzna czarno ubrany, w sile męskiego wieku, w towarzystwie bardzo młodej kobiety, przybranej w strój wschodni, tak piękny i bogaty, iż zwróciło to uwagę całego teatru.
— To Monte Christo — zawołał Morcef — to on, ze swą greczynką!
W rzeczy samej był to hrabia i Hayde.
Młoda i zachwycająca piękność wschodnia stała się przedmiotem ogólnej uwagi, kobiety wychylały się z lóż, aby przypatrzeć się nietylko klasycznym rysom przybyłej, ale jeszcze i strumieniowi ognistemu, co z niej spadał jakby djamentowa kaskada.