Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ry dziś jest tylko nieruchomym starcem, podległym woli najsłabszej w domu istoty, swej wnuczki, Walentyny, a który ongi wstrząsał królestwami.
Dla oczu mych widok ten byłby nie do zniesienia, na szczęście Bóg litościwy na dom mój zesłał i światło, dwoje dzieci, które wstępują w życie dopiero. Tym dwojgiem dzieci są: Walentyna, córka moja z pierwszego małżeństwa mego, z panną Renatą de Saint-Meran, i Edward, syn obecnej mej małżonki, któremu ocaliłeś życie.
A teraz żegnam pana — zakończył swą przemowę de Villefort, który od dość dawna się podniósł i już stojący mówił dalej — żegnam pana, unosząc do domu ten szacunek dla niego, utrwali się on, nie wątpię, gdy pan zechce bliżej się z naszym domem zaznajomić; w żonie mej masz pan już dozgonną przyjaciółkę.
Hrabia skłonił się i już w milczeniu odprowadził gościa swego do drzwi salonu.
Gdy odjechał powóz de Villeforta, Monte Christo z ciężkiem westchnieniem uciśnionej piersi rzekł sam do siebie: dosyć, dosyć tego jadu, którym serce me aż po brzegi zostało wypełnione. Muszę nań jakiegoś poszukać lekarstwa.
I uderzył w dzwonek; wszedł Ali.
— Idę do pani. Za pół godziny wyjeżdżam jednak, niech powóz będzie gotowy.