Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na widok zmarszczonych brwi i drgającego gniewem głosu, Ali schylił głowę i pobladł.
— Tyś nie winien temu, mój dobry Ali — powiedział hrabia, po arabsku, z taką słodyczą, że pozazdrościćby jej mogła najlepsza kobieta — ty się przecież nie możesz znać na pełnej krwi anglikach!
Uśmiech szczęścia rozjaśnił twarz nubijczyka.
— Panie hrabio! — ośmielił odezwać się Bertuccio — konie te, które pan widział przed chwilą, nie były na sprzedaż.
Monte Christo wzruszył ramionami.
— Trzeba ci wiedzieć, panie intendencie, że wszystko na świecie można kupić, trzeba tylko płacić!
— Pan Danglars zapłacił za tę parę 16.000 franków, panie hrabio.
— A więc należało mu zaproponować za nie trzydzieści dwa tysiące, jest to bankier, więc by ci za tę sumę sprzedał je na pewno. Bankier bowiem nie opuszcza nigdy sposobności podwojenia kapitału.
— Czy pan hrabia mówi to na serjo? — zapytał Bertuccio.
Monte Christo spojrzał na intendenta zdziwiony.
— Dziś przed wieczorem mam do złożenia pewną wizytę i życzę sobie, abym te właśnie konie miał u powozu i w nowych szorach.
Bertuccio skłonił się i odszedł bez słowa. U drzwi już będąc, zatrzymał się jednak:
— O której godzinie pan hrabia ma zamiar wyjechać?
— O piątej.
— Ośmielam się zwrócić uwagę pana hrabiego, że teraz, jest godzina dwunasta — odezwał się nieśmiało Bertuccio.
— Wiem o tem — spokojnie odpowiedział hrabia.
Zaś, zwracając się do Aliego, powiedział pogodnie:
— Każ wszystkie konie przeprowadzić przed panią, by sobie wybrała, które jej przypadną do gustu. Zapytaj pani również, czy zechce dziś zasiąść razem ze mną do stołu? Jeżeli tak, to dasz rozkaz, by nakryto w jej jadalnym pokoju. Możesz teraz odejść, przyślesz mi tylko lokaja.