Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niej obojętną. Ja o niej zdania nie zmienię. A zresztą — jest piękna! To mi w zupełności wystarcza. Śmiej się nawet ze mnie, lecz ci powiem, że jestem zakochany.
— Na miłość boską!... przerażasz mnie! Widzę, że nietylko sam iść będę zmuszony na bal do księcia, ale nawet samotnie wracać do Florencji.
— To pewna, że jeżeli moja nieznajoma jest równie miła jak i piękna, to ja nie tak prędko Rzym opuszczę.
Na razie jednak Morcef, mimo szczęścia, był bardzo nieszczęśliwy. Piękna nieznajoma bowiem dotrzymała obietnicy, i nigdzie się nie pokazała.
Nadszedł wreszcie upragniony wtorek.
W dniu tym, o godz. siódmej rano rozpoczynają się zabawy, o ósmej bowiem rozpoczyna się post. Wszystko to więc, co nie było syte jeszcze karnawału, przybywa na ostatni wtorek i szaleje powszechnym szałem.
D‘Epinay i Morcef ani na chwilę nie opuszczali terenu uciech i byli świadkami wszystkich najdziwaczniejszych spotkań i intryg.
Włosi są jedynym narodem do zabawy i święta uroczyste spędzają co się nazywa wesoło.
W tym ostatnim dniu wesela, Morcef, zgodnie z wolą swej pięknej nieznajomej, był ubrany w kostium arlekina, d‘Epinay zachował ubiór rzymskiego wieśniaka.
Im bliżej było nocy, tem gwar powiększał się coraz bardziej w całym obrębie zabawy, we wszystkich powozach, na wszystkich ulicach, we wszystkich oknach. Nie było ani jednych ust milczących, ani jednej swobodnej i bezczynnej ręki. Wyglądało to wszystko, jak jeden nieprzebrany potok ludzi, grzmiący okrzykami i śmiechem, a rozrzucający na wszystkie strony kwiaty i confetti.
O godzinie trzeciej odgłos grzechotek zawiadomił tłumy, że za chwilę rozpoczną się wyścigi, które wtedy były specjalnym dodatkiem karnawałowych uciech.
Na odgłos grzechotek tych, wszystko co żyło i się znajdowało na ulicy Wyścigów chroniło się pospiesznie pod ścia-