Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Znikły mi z oczu, a jestem przekonany, że obydwie są prześliczne. A byłem już pewien, że karnawał ten nie skończy się bez żadnej dla mnie zdobyczy.
Zły los prześladował Alberta. Nie mógł się z owemi wieśniaczkami ponownie spotkać. Pod koniec zabawy udało mu się dopiero dojrzeć ich powóz. Zebrał momentalnie wszystkie kwiaty, jakie miały w powozie i obrzucił niemi swe boginie. Ten hojny gest był mile przyjęty, gdyż przy następnem spotkaniu jedna z wieśniaczek rzuciła Albertowi bukiecik fiołków.
Morcef pochwycił kwiaty z uniesieniem i przypiął je sobie do boku, robiąc miny, mające wyobrazić jego radość i szczęście.
— I cóż — zagadnął d‘Epinay — widzę, że jesteś bardzo zadowolony z tej przygody?
— Śmiej się, ile ci się tylko podoba. Ja jednak jestem przekonany, że na ten raz nie skończy się to na niczem.
I istotnie, początkowo pusta, nieobowiązująca do niczego zabawa karnawałowa, przybierać zaczęła charakter poważniejszy, gdy jedna z wieśniaczek, przy następnem spotkaniu, zaczęła radośnie klaskać w ręce, gdy ujrzała swój bukiet przypięty do boku Morcefa.
— Brawo, brawo! — zawołał Franciszek — sprawy istotnie zaczynają iść doskonale. Możebyś wolał zostać sam? Powiedz szczerze, w takim razie gotów jestem rozstać się z tobą choćby natychmiast.
— O, nie, Franciszku, nie trzeba brać rzeczy zbyt gorąco. Ten pierwszy krok grzeczności nie dowodzi jeszcze niczego. Trzeba być rozsądnym. Jeżeli nadobna wieśniaczka ma istotnie zamiar i ochotę posunąć się dalej, to znajdzie sposobność, byśmy się spotkali.
— Muszę ci przyznać, Albercie, żeś mądry jak Nestor i roztropny jak Ulises.
Albert nie omylił się. Piękna wieśniaczka postanowiła na tej zaczepce poprzestać. Jej powóz był już z corsa wycofany.
W końcu i oni wrócili do pałacu Rospoli, ale ani hrabiego, ani pięknej nieznajomej już ne było.
W tejże chwili dzwon, który ogłosił otwarcie maskarady,